„Dzieciobójca”.
Danny nie był mordercą. Był dzieckiem. Jej dzieckiem. Ona, Sandy, musi odzyskać rodzinę. Musi być dzielnym wojownikiem, pogromcą smoków. Ale nikt nie umiał jej powiedzieć, gdzie są te smoki, którym ma stawić czoło. Nikt nie umiał wyjaśnić, co wydarzyło się wczoraj po południu i zamieniło jej ośmioletnią córkę w milczącą zjawę, a trzynastoletniego syna w masowego mordercę. Prawnik, Avery Johnson, rozmawiał z Sandy i Shepem w kuchni ich domu. Wrócili właśnie z sądu dla nieletnich, ze wstępnego przesłuchania, które zaszokowało Sandy swoim nieformalnym charakterem. Sala o zwykłych białych ścianach i pokrytej linoleum podłodze nie różniła się zbytnio od szkolnej klasy. Widok dwóch prawników w eleganckich garniturach najwyraźniej zaskoczył odzianego w czarną togę sędziego. – Nieczęsto tu panowie bywają, prawda? – powitał ich uprzejmie. W tym bardzo prosto urządzonym wnętrzu, przy zastosowaniu bardzo prostej procedury, prokurator okręgowy Charles Rodriguez – Shep współpracował z nim przez wiele lat, a Sandy wielokrotnie zapraszała na kolacje – powołując się na „ohydny charakter zbrodni popełnionej przez Daniela O’Grady’ego, złożył oficjalny wniosek o przekazanie sprawy sądowi dla dorosłych. Wniósł przeciw ich synowi pięć oskarżeń o morderstwo: jedno za pierwszą ofiarę i po dwa za dwie następne, zgodnie z paragrafem o zbrodni masowej. Uznany za winnego przez sąd dla dorosłych, Danny mógł dostać pięć wyroków po trzydzieści lat więzienia każdy. Wczoraj wieczorem przejęła nad nim pieczę policja okręgowa. Mógł już nigdy nie wrócić do domu. Sandy nie opuszczało uczucie, że jej syn nie żyje. – Szczęśliwie mamy się czego uchwycić – tłumaczył Avery Johnson. – Danny ma dopiero trzynaście lat. Przemawia za nim statystyka. – Statystyka? – powtórzyła słabo Sandy. Dziubała widelcem kawałek świeżo upieczonej szarlotki, którą dziesięć minut temu matka podała jej wraz z gigantyczną porcją lodów waniliowych. Sandy patrzyła, jak lody rozlewają się na talerzu lepkimi strumyczkami i budowała tamy z kawałków pieczonych jabłek. W końcu Shep nie wytrzymał i sięgnął po ciasto żony. W chwilach kryzysu budził się w nim wilczy apetyt. Ona reagowała odwrotnie. – Podczas najbliższej narady – mówił Avery – musimy ustalić, co leży w najlepszym interesie zarówno dziecka, jak i miasta. W gruncie rzeczy skoncentrujemy się na dwóch aspektach sprawy. Po pierwsze, czy Danny rzeczywiście stanowi aż tak duże zagrożenie dla otoczenia, by jego zbrodni nie mógł rozpatrzyć sąd dla nieletnich, a po drugie, czy chłopak jest zdolny do poprawy. Prokurator naturalnie będzie twierdził, że masowy morderca to szczególnie niebezpieczny typ przestępcy, który nie rokuje nadziei na resocjalizację, a zatem nie może podlegać jurysdykcji dla młodocianych. Danny powinien zostać przekazany w ręce sądu dla dorosłych, bo popełnił zbrodnię o najwyższej szkodliwości społecznej. – Moim zadaniem natomiast – ciągnął Johnson – jest udowodnić, że prokurator nie ma racji, i cieszyć nas może fakt, iż statystyki świadczą na naszą korzyść. Większość dzieci, które dopuściły się tak poważnych aktów przemocy, nie powtarza ich po osiągnięciu dorosłości. Poza tym – i należy to podkreślić – z badań wynika, że jest większe prawdopodobieństwo recydywy w przypadku dziecka odsiadującego wyrok z dorosłymi niż u więźnia zakładu dla nieletnich. Zatrzymanie Danny’ego w poprawczaku leży więc w najlepszym interesie tego stanu. Chłopiec może zostać zresocjalizowany i w wieku dwudziestu pięciu lat rozpocząć życie od nowa jako wartościowy członek społeczeństwa. – Zakłada pan, że Danny jest winny – powiedziała oschle Sandy. – Dlaczego pan zakłada, że mój syn jest winny? Avery Johnson, starszy mężczyzna w cienkich drucianych okularach i drogim garniturze, posłał jej słaby uśmiech. Zjadł swoją porcję szarlotki w kilka minut, po czym starannie wytarł górną wargę papierową serwetką. Sandy wcale nie była pewna, czy go lubi. Wydawał się zbyt sztywny, zbyt bogaty i zadowolony z siebie jak na jej gust. Ale Shep przekonał się do niego od razu. Poznali się już jakiś czas temu na uroczystości, podczas której prawnik wygłosił bardzo udane przemówienie. Shep nazywał go nawet „przyjacielem”, choć Sandy wiedziała,