- A Jack? - Tb pytanie zawsze nasuwało się samo,
czasem, jak sobie uświadamiała, kosztem pozostałych dzieci. - Na razie nic mu nie jest. Ale pilnuję go cały czas, mimo że tego nie lubi. - Jesteś wspaniała, Gilly. Zawiadomiła Christophera, spytała go o zdanie i po namyśle przyznała mu rację: nie ma sensu pozbywać się gości z powodu głupiego przeziębienia, byłaby to gruba przesada. I zaczęła podawać filet de boeuf Saint-Germaine. Atmosfera wyraźnie się potem popsuła, o co Lizzi mia-ła do siebie pretensje, ale nie potrafiła się przełamać. Przynajmniej jedzenie okazało się wyśmienite i w ciemnych oczach Allbeury'ego widziała błyski zadowolenia, nie mogła jednak oderwać myśli od dzieci; może to bez sensu, ale gdyby nie Christopher, siedziałaby teraz przy nich. W gruncie rzeczy, oczy Allbeury'ego, podobnie jak reszta jego osoby, były jedynymi (poza telefonem od Gilly) aspektami wieczoru, które wywarły na niej jakieś wrażenie. Christopher podkreślał już wprawdzie hojność ich gościa dla HANDS, nie wspomniał jednak, jak bardzo przystojny jest prawnik i ile ciepłego zainteresowania kryje się w tych oczach koloru płynnej czekolady. Zainteresowania mną, pomyślała nagle Lizzie i zrobiło się jej gorąco. Wiedziała, że ma rację. Swobodny i uważny wobec wszystkich, Allbeury traktował ją z nieco większą delikatnością, jakby zdawał sobie sprawę, że Lizzie myślami jest daleko od gości, ale bynajmniej nie czuł się tym urażony. - To był cudowny wieczór - rzekł później przy drzwiach, uparłszy się, że odwiezie mocno już zawianą Su-san do domu. - Ty to masz szczęście, chłopie! - Wiem - przyznał Christopher i objął ramieniem żonę, która jedynie najwyższym wysiłkiem woli mu się nie wyrwała. Wydało się jej także - chociaż może to tylko wyobraźnia - że Robin Allbeury zauważył jej dyskomfort. Mało co umyka uwagi tego człowieka. - Czy znałaś Lizzie, jeszcze zanim trafiła do Vicuny? - spytał Allbeury, prowadząc swojego jaguara XK8 w stronę mostu Battersea, - Pytam, bo wydajecie się bardziej przyjaciółkami niż zwykłymi znajomymi. - Gdybym miała wybierać - odparła Su san z zapałem - powiedziałabym, że ta przyjaźń jest dla mnie jednym z najcenniejszych doświadczeń edytorskich,. - Wydaje się taka urocza! - Och, bo jest! - Ten telefon w sprawie dzieci wyraźnie wytrącił ją z