- Mam nadzieję.
- Oszalałeś? - warknął John Bates. - Niewykluczone. - Sinclair spojrzał w lustro. - Świetnie, Romanie. Przeszedłeś samego siebie. - Jasne - mruknął lokaj. - Musisz dobrze wyglądać, idąc na ścięcie. - Sin, nie możesz się ożenić! Przecież miałeś unikać wszelkiego zaangażowania, dopóki... - Potrzebuję jej. - Potrzebujesz? A może pragniesz? - To też, ale... - Więc przerzuć ją przez ramię i... - Uważaj, Bates! Mówisz o mojej przyszłej żonie. - Zostało dwadzieścia minut - uprzedził Roman. - Gdzie Crispin? Tylko on potrafiłby przemówić Sinowi do rozumu. - Masz rację. Pójdę po niego. Nie wychodźcie, póki nie wrócę. Sinclair łypnął na niego spode łba. Zamierzał poślubić Victorię Fontaine nie tylko dlatego, że ich związek mógł pomóc mu w schwytaniu mordercy. - Thomas chyba znał zabójcę - powiedział, siląc się na spokój. - Według wszelkiego prawdopodobieństwa mordercą jest któryś z przyjaciół panny Fontaine. - A jeśli coś się jej stanie? - Nie dopuszczę do tego. Gdy już znajdziemy zabójcę, a ona zechce unieważnić małżeństwo, nie będę się sprzeciwiał. W tym momencie uświadomił sobie, że wcale mu się nie podoba ta perspektywa. Pragnął Victorii i chciał, żeby ona też go pragnęła. Co gorsza, zależało mu również na tym, żeby go polubiła. Niestety musiałby jej najpierw wyznać, kim jest naprawdę. - Jeśli nie odzyskałeś rozsądku, lepiej ruszajmy do kościoła - powiedział Roman. Dzięki wieloletniej praktyce Sinclair skutecznie ukrył zdenerwowanie. - Nadal uważam, że byłoby lepiej, gdybym zjawił się pijany. Co wy na to? - Ja bym tak zrobił - mruknął Bates. - A ja nie - oświadczył lokaj. - Przecież masz się wkupić w łaski wyższych sfer. Jeśli wprawisz ich przedstawicieli w zakłopotanie, staniesz się dla nich niepożądaną osobą, a wtedy cała gra pójdzie na marne. Sinclair pokiwał głową. - Słuszna uwaga. - Poza tym musisz być trzeźwy, by zrozumieć, że popełniasz największy błąd w życiu - dodał Bates. - Jeden z wielu. Ale gdyby wszystkie moje błędy wyglądały jak Vixen Fontaine, nie żałowałbym ich ani przez chwilę. - Sięgnął po rękawiczki z koźlęcej skóry. - Romanie, lord Stiveton przyśle rzeczy córki. Zanieś je do sypialni przylegającej do mojej. - Powiedz to również Milo, bo mnie nie będzie